Strona:PL Bolesław Prus - Drobiazgi.djvu/211

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Doktór filozofji zapisuje recepty, ale tylko przeciw głupocie...
Ten świetny dowcip dziwnie wpłynął na staruszkę, która, pokręciwszy głową i spojrzawszy bystro w oczy znakomitemu krytykowi, odparła:
— Przeciw głupocie — powiadasz pan?... Jakież to szczęście dla pana, że się zejdziesz z takim doktorem!
Jednorazowy ten wysiłek w pracy intelektualnej tak zmęczył staruszkę, że bez względu na groźne mamrotanie Edzia, sparłszy głowę na fotelu, twardo zasnęła.
Za chwilę potem rozdrażniona Hildegarda i najniesłuszniej przez nietaktowną starą damę skropiony pan Edgard usłyszeli jakieś otwieranie, jakieś tupanie i wreszcie następującą rozmowę w przedpokoju:
— Niechże pan doktór będzie łaskaw powiesić futerko tutaj... o tutaj... — mówił Diogenes.
— A czy nie ukradną? — spytał jakiś głos obcy.
— Pan doktór żartuje! tu wszyscy swoi...
— Aha!... No, w każdym razie łatwiej będzie znaleźć...
Zaledwie poważna dama, dzięki połączonym usiłowaniom Hildegardy i Edzia, została rozbudzona, drzwi od przedpokoju otworzyły się i ujrzano w nich jakiegoś nieznajomego młodzieńca w towarzystwie pana Diogenesa Fajtaszko, który, wystąpiwszy na środek, rzekł:
— Pan Klinowicz, doktór filozofji, członek wielu towarzystw zagranicznych, autor wielu dzieł...
Obecni, powstawszy, skłonili się, gość także; poczem zajęto miejsca dokoła stołu.
— Szanowny brat pana doktora bawi obecnie na wieczorze? — spytała przybyłego gospodyni domu.
Doktór filozofji oparł rękę na stole, głowę na ręku i milczał, widocznie pogrążony w głębokich filozoficznych spekulacjach. Staruszka wpatrywała się w niego jak w tęczę.
— Słyszeliśmy, że brat szanownego pana doktora spędza