Strona:PL Bolesław Prus - Drobiazgi.djvu/204

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dziej opłakane następstwa. Pominąwszy już bowiem, że stara dama (o której wspominaliśmy) z nieodpowiadającym jej wiekowi pośpiechem, już na początku trzeciej strofy opuściła salon, pominąwszy i to, że kilka innych, niemniej podeszłych dam rzewne łzy roniło, trudno przecież nie zauważyć, że poetyczny K. Dryndulski dostał apoplektycznego ataku, że jednej z panienek krew puściła się nosem, że pokojowy piesek Miluś tak wył przeraźliwie, aż musiano go na podwórze wypędzić, a poważny sędzia Dmuchalski zapadł w pewien rodzaj letargu, z którego silne uderzenie w bok ledwie go orzeźwiło nieco. Po upływie jednak kilku minut, chorobliwe symptomata uwielbienia szczęśliwie przeszły, i zaproszono gości na kolacją, przy której, ku wielkiemu ukontentowaniu obecnych, między dwoma największemi półmiskami znalazła się i stara wrażliwa dama, jakby dla wynagrodzenia sobie straty, poniesionej w przyjemnościach duchowych.
Z liczby kilkunastu najpiękniejszych a oddawna do filozofji popęd czujących dziewic, wykwintna Zosia usiadła przy prawym boku doktora i członka, tkliwa Mania przy lewym, a smętna Klocia od frontu, po drugiej stronie stołu. Ponieważ inne dziewice nie mniejsze czuły prawo do zdobywania skarbów wiedzy, i ponieważ okazało się, że doktór filozofji i członek wielu towarzystw posiada jeden tylko front i dwa boki, pozostałe więc wielbicielki gruntownej nauki zajęły miejsce za krzesłem znakomitego gościa w charakterze gospodyń. Rola ta okazała się nader wdzięczną, dawała bowiem tysiące sposobności do zawadzania o ramię, łokieć i kołnierzyk, a nawet brodę doktora, który, widocznie olśniony taką masą uprzejmości i wdzięków, nie śmiejąc podnieść oczu na swoje piękne towarzyszki, udawał zatopionego w kontemplowaniu wnętrza półmisków i pracowitem wzbogacaniu ich treścią swojej filozoficznej zawartości. Zważywszy, że na zebraniu tak uroczystem nie godziło się poniżać godności natury ludz-