Strona:PL Bolesław Prus - Drobiazgi.djvu/168

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Odgadłem, że będzie to przeciwnik mojej kandydatury do zarządu, lub przynajmniej do komisji rewizyjnej. Gniew zakipiał we mnie, ale jednocześnie uległem natchnieniu i postanowiłem zaimponować moim oponentom — wymową.
— Panowie! — rzekłem. — Wprawdzie w tem szanownem zgromadzeniu jestem człowiekiem nowym i nieznanym i, że tak powiem, jedną nogą jeszcze stoję wśród tej szerokiej publiczności, która stanowi ogół. Mam więc, zda mi się, prawo, w imieniu tej publiczności, w imieniu narodu, podziękować zarządowi za jego uczciwą pracę...
— Ciekawym, kto go upoważnił do przemawiania w imieniu narodu? — zawołał jegomość z tygrysią twarzą. Potem ziewnął mi w sam nos i hałaśliwie wyszedł z sali.
Nieprzyzwoity ten postępek obecni skarcili wybuchem śmiechu. Byłem jednakże tak zirytowany, że — nie mogąc mówić dłużej — usiadłem.
— Pysznie zacząłeś! — szepnął Teofil. — Mów śmiało dalej.
— Ani myślę — odparłem. — Kto jest ten grubjanin, który mi przerwał?
— Steinberg, pułkownik pruskich dragonów — objaśnił Teofil. — Trochę zawadjaka, ale w gruncie dobry człowiek.
Chciałem biegnąć za pułkownikiem pruskich dragonów i wyzwać go na pojedynek. Ale zatrzymał mnie Teofil, do głosowania. Rzuciliśmy obaj kartki z nazwiskami naszych kandydatów, a gdy obliczono rezultat, okazało się, że — Teofil dostał jeden głos do komisji rewizyjnej, a ja także jeden do zarządu.
Usłyszawszy to, obecni znowu wybuchnęli śmiechem, co skłoniło mnie i Biedrzyńskiego do opuszczenia sali. Byłem wściekły i przysiągłem natychmiast wykreślić się z Towarzystwa.
Długo czekaliśmy w kontramarkarni, zanim po wielu krzykach i omyłkach, wydano nam rzeczy. Któż jednak opisze