swoją mordującą gimnastyką, że w końcu zapomniał o wszystkiem poza obrębem bezpiecznego siedzenia na krześle i utrzymywania widelca.
Można więc przedstawić sobie jego zdumienie, gdy ujrzał, że nagle wszyscy podnoszą się od stołu i wychodzą do dalszych pokojów, jego zaś zapytuje przestraszony i rozgniewany gospodarz:
— „Panie, co się z panem dzieje? Jak pan mogłeś przyjść do nas w takim stanie?“
Biedny młodzieniec spojrzał nagle na podłogę i — o mało nie padł trupem. Proszę sobie wyobrazić, że ponieważ nawet wnętrze jego ciała straciło siłę tarcia, wszystko więc, co wypił i zjadł, przeleciało mu tylko przez usta i... znalazło się na podłodze!...
— „Pan upiłeś się!“ — wrzasnął gospodarz, pokazując mu drzwi.
Biedny chłopak nawet nie próbował tłomaczyć się. Przejechał całą jadalnię, jak na łyżwach (wywracając przytem stolik z samowarem), a znalazłszy się za drzwiami, poślizgnął się na pierwszym stopniu i ze wszystkich schodów runął na dół. To utwierdziło jego nieprzyjaciół w opinji, że był pijany.
Gdy podniósł się, pierwszą jego myślą było — odebrać sobie życie. Zaczął więc iść, a raczej ślizgać się w stronę Wisły. Nagle uczuł w sercu głęboki żal, który sparaliżował mu wszystką odwagę. Przypomniał bowiem sobie kobietę ukochaną, prawie narzeczoną, której kamienica leżała akurat na drodze do rzeki, i postanowił tam wstąpić.
Narzeczona Gębarzewskiego była wdową, niezbyt młodą, a więc rozsądną kobietą. Jeżeli kto, to właśnie ona mogła zrozumieć jego okropne położenie; jeżeli kto, to tylko ona mogła mu przez oddanie ręki zabezpieczyć byt, w razie gdyby z powodu swoich nieszczęść otrzymał na kolei dymisją.
Z bijącem tedy sercem biedny chłopak wszedł do jej mieszkania, pokonawszy pierwej trudności ze schodami
Strona:PL Bolesław Prus - Drobiazgi.djvu/147
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.