Przejdź do zawartości

Strona:PL Bolesław Prus - Drobiazgi.djvu/143

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

fista, mocno owinąwszy się w futro, jakby zrobiło mu się zimniej, zaczął:
— Gębarzewski zawsze był niedowiarkiem. W szkołach połapał coś z fizyki i chemji, i zdawało mu się, że jest mędrcem. Pamiętam, raz sprzeczał się ze mną o budowę telegrafu!... Zwyczajnie młokos.
Służył on w ekspedycji, ale niebardzo psuł krzesła wysiadywaniem. Interesantów zawsze zbywał niedbale, ale zato lubił chodzić po wizytach, umizgać się do panien...
— I mybyśmy to woleli — mruknął nadkonduktor.
— Jak kto!... — odparł sucho telegrafista, dając tym sposobem do zrozumienia, że wobec spirytyzmu płeć piękna obojętnieje.
— Rok temu — ciągnął po chwili telegrafista — naczelnik ekspedycji wydelegował Gębarzewskiego do przyjmowania towarów. Było to między świętami i Nowym Rokiem. Chłopak latał po wizytach, jak kot z pęcherzem, a tego właśnie dnia miał ich odrobić sporo.
Siedzi więc przy biurku (sam mi to opowiadał), wydaje kwity interesantom, ale mało się nie skręci, że jeszcze tak dużo pak leży na ziemi i że je tak powoli przesuwają do magazynu.
— „Prędzej tam do stu djabłów!“ — woła na tragarzy.
— „Cóż pan myśli, że paki tak łatwo suną się po podłodze jak po lodzie?“ — odpowiedział mu jeden z tragarzy.
Wtedy Gębarzewskiemu zaczęły snuć się po głowie paskudne myśli.
„Poco to Pan Bóg — mówi — stworzył siłę tarcia? — Gdyby nie było tarcia, to i konie mniejby pracowały, ciągnąc ładowne wozy po bruku, i ludzie mniejby męczyli się, pchając ciężary po podłodze, i — te przeklęte paki oddawna byłyby już w magazynie, a ja poszedłbym z wizytą.
„Plotą księża — myślał sobie dalej — że światem rządzi mądrość. Cóż to za mądrość mogła stworzyć tarcie, które po-