Strona:PL Bolesław Prus - Drobiazgi.djvu/142

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Ja tam — odparł rudy — gdybym był Panem Bogiem, nie zabierałbym ludziom majątków, a przynajmniej, kiedy już zostali konduktorami, nie zsyłałbym na nich takiej śnieżycy. Kiepskie są rządy świata...
Mizerny telegrafista zatrząsł się na te słowa.
— Już, mój kochany — zawołał — tylko przy mnie nie bluźnij...
— Cóż to za bluźnierstwo mówić, że kiepski świat? — spytał rudy.
— Bluźnierstwo, bo ten świat, jaki jest, jest najlepszy, i niech nas Bóg zachowa od poprawek — odparł telegrafista, dotykając dwoma palcami czapki.
— Bajesz, panie Ignacy — wtrącił nadkonduktor. — Poprawki nigdy nie zawadzą. I teraz, ty sam, wolałbyś chyba leżeć w ciepłem łóżku, aniżeli tłuc się po nocy, nie mając jeszcze pewności, że nas śnieg nie zatrzyma w drodze.
— Ma racją! — mruknął szpakowaty brunet.
— Uhum! Mówiłem i ja tak, dopóki nie oduczyła mnie bluźnić historja Gębarzewskiego — odparł telegrafista.
— Tego, co był u nas w ekspedycji? — spytał rudy.
— Tego bzika? — dodał nadkonduktor.
— Pan możesz nazywać go bzikiem — rzekł telegrafista — ale ja, który znam się na spirytyzmie, uważam go za najprzytomniejszego człowieka. Kto studjował spirytyzm, nie będzie przeczył cudom.
— Prawda, że Gębarzewski zrobił jakiś cud, za który go nawet wypędzili ze służby — wtrącił nadkonduktor.
— Nic o tem nie słyszałem — zauważył szpakowaty brunet.
— Ani ja — dodał rudy.
— No, to wam przy piwie opowiem — rzekł telegrafista — chociaż nie lubię zaczepiać tej sprawy. Przekonacie się, jaka to niebezpieczna rzecz poprawiać Pana Boga.
Konduktorzy odkorkowali kilka butelek piwa, a telegra-