Strona:PL Bolesław Prus - Drobiazgi.djvu/133

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Ja to samo! Ta żniwiarka jest zbudowana wbrew zasadom mechaniki...
— Naturalnie!... Wężownica w bębnie jest zanadto śpiczasta...
— Słowem: nic z niej nie będzie!...
— Panowie, pozwólcie... panowie!... Poco się tu rzucać, poco besztać? Wszakżeście ją sami najgłośniej reklamowali, a dziś najgłośniej potępiacie! Że wykonanie jest złe, że może za wcześnie podjęli się obstalunków, na to zgoda; ależ nie zapominajcie, że poza obstalunkiem i wykonaniem jest jeszcze pomysł dobry. Dajcież mu się czas rozwinąć...
— No, co tam!... Najważniejsza rzecz w obecnej chwili jest ta, że nas proszą na śniadanie. Ruszajmy więc!

∗             ∗

Po konkursie żniwiarek, nastąpił konkurs biegłych, w którym przy trzech stołach sędziowie, wystawcy, a nawet Bogu ducha winni amatorowie, z niesłychaną szybkością, prostotą i dokładnością zdobywali po dziesięć punktów.
Przy głównym stole siedemnaście nadziei społeczeństwa przegląda się w siedemnastu talerzach, lub podziwia się nawzajem przez siedemnaście butelek; a choć w liczbie siedemnastu czynników ekonomicznej pomyślności kraju jeden jest tylko literat, z jego strony przecież najwięcej światła pada na obecnych, co nieobeznani z posłannictwem prasy perjodycznej, przypisują szeroko otwartym drzwiom i oknom.
Zdumiewają się stołki nad niezwykłym ciężarem gości, rumienią się skromne szynki i ozory, bledną butelki, a pieczone kurczęta zdają się poto tylko mieć nogi i skrzydła, aby łatwiej mogły dostać się do wnętrza indywidualności znawców i przyjąć bezpośredni udział w kwestjach, dotyczących konkursu. O rozrzewniające i jedyne widowisko! podczas którego nietylko szlachetny sok winnej jagody, ale nawet chmiel, jęczmień, musztarda i wędliny, jakby pod dotknięciem różdżki