Strona:PL Bolesław Prus - Drobiazgi.djvu/036

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

uśmiech, który jednak należało powściągnąć przez wzgląd na wchodzącego dyspozytora.
— Panie redaktorze, przyszedłem po fantazją o kościotrupie, niech pan teraz da choć kawałek.
— Mówisz pan o „Kościotrupie i dziewicy?...“ Mogę dać teraz kawałek, za godzinę będzie reszta. Panie Dulski, proszę o rękopis!
Ale pan Dulski nie podniósł nawet schylonej głowy, tylko wciąż pisał zawzięcie.
— Panie Dulski! — zawołał dyspozytor — proszę o rękopis!...
Pan Dulski ciągle pisał.
Ten jawny dowód lekceważenia osób, wyższe zajmujących stanowiska, obruszył redaktora, który powstał z gniewem i z pod ręki Dulskiego wydarł papier. Lecz apatycznego człowieka nie obraził bynajmniej ten wybuch. Spokojnie strzepnął on pióro, i odwróciwszy głowę, rzekł:
— Bity charakter, panie!
Redaktor spojrzał na papier, przybliżył go do światła, przetarł oczy, a na twarz wystąpiły mu sine plamy.
— Co to jest?... „Pisarz Trybunału Cywilnego... Wiadomo czyni, iż na żądanie Jankiela Karabin, kupca w mieście gubernialnem... zamieszkałego, a zamieszkanie prawne u Franciszka Patykowskiego Patrona Trybunału...“ Co to znaczy?... ten człowiek zamiast pisać to, co ja mu dyktowałem, napisał ogłoszenie o subhastacji?...
— Z tego arkusza, panie — mówił Dulski — toby były cztery kancelaryjne...
— Czyś pan zwarjował?... — pyta redaktor.
— Najmniej dwa złote, panie — odpowiada nowokreowany literat.
— Ależ panie dyspozytorze, ten człowiek jest głuchy!
— Coś pan zrobił?... — wrzeszczy do ucha Dulskiemu zirytowany dyspozytor.