Strona:PL Bogusławski - Cud czyli Krakowiacy i Górale.djvu/8

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
Jonek.

Ja w tem za druzbę słuzę ci.

(razem.)

Idźma, wsak on nie ze skały
Wzrusy się na twe (me) zapały,
Wsak on kiedyś w młodym wieku,
Musiał tes doznać nieboze,
Jak to wej doskwiera cłeku,
Kiej do swej lubej nie moze.

(Odchodzą obadwa.)
(Stach zatrzymuje się przed samym młynem.)
Stach.

Ach, nie mogę mój Jonku, jakoweś mnie mory
Psechodzą i drzę cały.

Jonek.

Zwycajnie, jamory
Nieśmiałym cłeka cynią, ośmielze się psecie.

Stach.

Wiem ja, ze młynaz, dusa najlepsza na świecie,
Ale jego zonecka, oj ta, zadną miarą
Nie pozwoli wej na to, wsak wies, miły bracie,
Ze go tak osiodłała, jak kobyłę starą;
W ustawicnej nieborak zyje tarapacie.

Jonek.

Dobrze mu tak, na co stary, ozenił się z młodą?
Posed wej i on za modą.
Chciał pewnie, azeby go sąsiedzi chwalili,
Zeby go, jak po miastach, karmili, poili,
Byle tylko wstęp mieli do ładnej zonecki: