Strona:PL Bogdanowicz Edmund - Sępie gniazdo.djvu/157

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— I ja mogę polecić go gorąco — odezwał się don Basilio, który dotychczas trzymał się na uboczu. — Jest to istotnie dzielny chłopak i niedawno ocalił życie mojej kuzynce, Rosicie Vasquez, nie chcąc nawet słyszeć o jakiejkolwiek nagrodzie.
A potem zwracając się do doktora, rzekł:
— Jestem siostrzeńcem tutejszego haciendera Vasqueza, który miał zaszczyt gościć cię, doktorze, w drodze z llanosów.
Uścisnęli sobie dłonie, a don Carlos, drżący na całem ciele, jak w paroksyzmie febry, szeptał wciąż do siebie:
— Palec Boży!... On ratuje innych, kiedy dla niego ludzie byli szakalami.
Piotruś tymczasem spoglądał niespokojnie po obecnych, nie wiedząc, czy może mówić przy nich.
— Mów przy wszystkich! — wyjąknął don Carlos. — Niech się spełni kara Boża.
Piotruś nie rozumiejąc dokładnie tych słów, spojrzał ze współczuciem na strapionego ojca i rzekł: