Strona:PL Bogdanowicz Edmund - Sępie gniazdo.djvu/139

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

takiego hałasu, że przywołałbym tutaj całą te hołotę z budy i jeszcze dostał kulką w bok.
Mateusz poruszył się bezradny, ale troska jego była próżną, bo nagle usłyszał tuż przy sobie głos Chodzika:
— A czemu to pan Mateusz tak się rusza niespokojnie, że go o całą legua słychać, jak trzęsie krzakami. Jeszcze nas w posadzie usłyszą. Wyleźmy stąd lepiej, bo mam panu Mateuszowi dużo do opowiedzenia.
I, nie czekając na odpowiedź, zawrócił na drogę do miasta, pociągając za sobą Mateusza.
— No cóż? no cóż? gadaj! — dopytywał niecierpliwie mayordomo.
— Zaraz, zaraz! Odjedźmy tylko trochę, bo tutaj niebawem przybędą nowi goście: Maxtla i senor Tejada.
— A to co za nowe licho? — zdziwił się Mateusz.
— Senor Tejada jest wysłańcem Juareza do don Carlosa i przynosi wieści o synu.
— Gadaj wszystko po porządku, bo nie rozumiem.