Strona:PL Bogdanowicz Edmund - Sępie gniazdo.djvu/096

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

trać więc czasu i udaj się jak najprędzej do Bogoty. W tobie jedyna moja nadzieja.
— Dobrze więc! — odezwał się Piotruś. — Ruszam natychmiast, a pan zostań z Bogiem i bądź dobrej myśli.
Jeniec niepostrzeżenie skinął głową, a Piotruś począł ostrożnie cofać się ku swojemu krzakowi.
Był czas, gdyż właśnie jeden z bandytów odkroił kawał pieczeni i niósł go w stronę jeńca. Widocznie nie myślano morzyć go głodem.
Piotruś wyczekał jeszcze chwilę, i przystając co chwila, cofał się nieustannie, aż wyszedł zupełnie z kręgu jasnego światła.
Wtedy podniósł się z ziemi i z tą samą ostrożnością szedł po udeptanej ścieżynie zpowrotem. Znowu ogarnęły go nieprzeniknione ciemności, ale on polegał na swoim instynkcie i pozwolił niemal prowadzić się własnym nogom.
Był już daleko, gdy niecierpliwe wstrząsanie gałęziami zawiadomiło go o bliskości jego konia. Za chwilę był już przy nim i teraz już śmielej i pewniej podążał na skraj lasu ku llanosom.