jówek!... Chodzik zapewniał, że zna się z puszczą, ale to nie llanosy. Piotruś nie znał ich także, ale około przedgórzy znalazłby zawsze radę i byłby z pewnością przyjaciołom swoim wielce pomocnym.
Nagle smutna myśl przebiegła mu przez głowę i ścisnęła serce. A jeśli nie doczekawszy się go, ruszą sami naprzód! Z pewnością nie uczynią tego z własnej woli, ale wystraszone burzą zwierzęta mogą ich unieść na płaszczyźnie, dr. Mański może zbłądzić i nie odnaleźć znowu doliny... I cóż wtedy? Piotruś zostanie sam, bo powracać do Aymarów nie ma teraz chyba poco. Jakżeby wytłumaczył swoją nieobecność i udowodnił, że nie brał udziału w ucieczce zbiegów? Zresztą on sam nie chce powracać. Spotkał ludzi, którzy przypomnieli mu jego dzieciństwo, więc pragnie powrócić do tych wspomnień, do tej marzonej rzeczywistości...
Piotruś wtulił się w kąt pieczary, przymknął oczy i całą siłą woli pragnął rozproszyć trapiące go myśli.
Tymczasem burza rozigrała się na dobre. Pioruny biły znowu z ogłuszającym
Strona:PL Bogdanowicz Edmund - Sępie gniazdo.djvu/055
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.