Przejdź do zawartości

Strona:PL Bogdanowicz Edmund - Sępie gniazdo.djvu/018

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Kto jesteś?
— Nie pytaj!... Przyjaciel! Przyszedłem was ratować. Ale niema czasu, trzeba uciekać. Wyjdźcie ostrożnie i zatrzymajcie się chwilę przed tamtą chatą, ja zaraz wrócę i poprowadzę was.
Jeńcy posłusznie posunęli się we wskazanym kierunku a Azupetl zniknął, zamknąwszy drzwi chaty na taki sam jak poprzednio węzeł.
Za chwilę wrócił, niosąc dwa karabinki i worki z prochem.
— To dla was — rzekł, podając jeńcom — abyście się mogli bronić. A teraz w drogę.
Był już czas, gdyż niespodzianie zrobił się alarm. Czy zbudził się który ze strażników, czy Azupetl nie był ostrożny przy poszukiwaniu broni, dość, że we wsi rozległy się krzyki i nawoływania.
Zrobiło się zamieszanie nie do opisania. W ciemności snuły się postacie, chwytały się za bary i rozchodziły, poznawszy pomyłkę.
— Prędzej! prędzej! — zachęcał Azupetl. — Trzebaby utwierdzić Aymarów w przekonaniu, że to duchy was porwały.