Strona:PL Bliziński - Komedye.djvu/85

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Helena. A tymczasem, jak się tylko da, nogi za pas! i niech sobcie robi co chce.
Damazy (j. w.) Piękna dyplomacja, wymyśliła jak Bismark panie mości dzieju...
Helena. A dopiero z domu tatuńcio napisze ładny list...
Damazy. Oho! na to mnie nie złapiesz...
Helena. Będziemy wspólnie komponować, poprosimy pana Antoniego (patrząc mu w oczy.) Zgoda. (Damazy nic nie mówi, tylko zamyślony, kręci wąsa.) No, więc wszystko dobrze... (klaszcze w ręce) teraz tylko saken paken.
Damazy. Czekajno, czekaj! zwolna, zobaczymy.
Helena Jakto zobaczymy?
Damazy No, zobaczymy (chodzi.)
Helena. Nie, nie, zaraz... tatuńcio gotów się jeszcze rozmyśleć... nic z tego... (wybiega na prawo, spotkawszy rejenta, który jej się kłania, robiąc gest ręką.)

SCENA IV.
P. Damazy, Rejent z lewej strony.

Damazy (zamyślony.) Biedactwo moje! co ja się nakłopoczę jej przyszłością... (po chwili.) I powiadają, że pieniądz głupstwo, a jednak, gdybym miał dla niej dobry posag, zdaje mi się, że byłbym spokojniejszy.
Rejent (który zatrzymał się chwilę w głębi, patrząc z afektacją za Heleną, zbliżając się.) Cóż to za pociecha mieć taką córeczkę!
Damazy. Hm! pociecha! ale więcej kłopotu panie mości dzieju.
Rejent. Z zachwyceniem patrzę na pannę Helenę, coś tak harmonijnie, e... e... e... ładnego, dawno nie zdarzyło mi się widzieć...
Damazy (zadowolony, jowialnie.) Pan się znasz na tem?
Rejent. Stary kompetent, panie łaskawy... bez przechwałek..
Damazy. Powiadają, że do mnie podobna.
Rejent. Rzeczywiście, o ile młoda panienka może być podobną do dojrzałego mężczyzny, to panna Helena przypomina e... e... e... papkę... mianowicie tak coś z nosa..
Damazy. A tak i ja to zawsze powiadam panie mości dzieju.
Rejent (po chwili.) I to tak się chucha na to, patrzy jak w obrazek, a potem...
Damazy. No cóż potem?
Rejent. Ktoś porwie jak swoje i Bóg wie, jak będzie.
Damazy. No, widzisz pan, a powiadasz, że to pociecha... gdzie tam, kłopot... zmartwienie!
Rejent. Hm! i to prawda, ani słowa!... o! bo i ja jestem ojcem, panie łaskawy... rozumiem to dobrze...
Damazy. Pan masz także córkę, winszuję.
Rejent. Tylko syna.
Damazy. Tego kawalera, co wczoraj przyjechał? Rejent. Tak jest, jakże się panu podobał?
Damazy. Dosyć, nie mogę powiedzieć... żwawy chłopiec... a wie pan co, szlamazarnych ja nie lubię.
Rejent. Starałem się go wykształcić, bez przechwałek, od ust sobie odejmując, ma urzędowanie przy towarzystwie ubezpieczeń, a obok tego literat.
Damazy. Literat! fiu!.., gazety pisze?