Strona:PL Bliziński - Komedye.djvu/84

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

sobie, że to z twojej strony tak sobie tylko... faramuszki panie mości dzieju i że łatwo sobie wybijesz z głowy, gdyby się coś lepszego trafiło. Dlatego, jak stryjenka dla świętej zgody zaproponowała mi część majątku i Seweryna za zięcia, przyjąłem.
Helena. Jakżeż można było!
Damazy Jak? tak, że pytałem ci się i przystałaś.
Helena. Jakto? mnie się tato pytał?
Damazy. Patrzcie państwo! nie pytałem się wyraźnie: „jakże ci się podobał Seweryn?“ temi słowy... i cóżeśmi odpowiedziała?
Helena. Cóż miałam odpowiedzieć?
Damazy. Widzisz to tak z tobą, — nie powiedziałaś, że przystojny? gadaj!
Helena. No, bo przystojny, nie garbaty, nie ślepy, nie kulawy...
Damazy. A no!
Helena. Ale cóż z tego, tacio powinien był się zapytać wyraźnie: czy go chcesz za męża?
Damazy (kręcąc palcem.) Hm, hm, hm... tybyś się też nie domyśliła po co się pytam?
Helena. Przepraszam, tacio się tylko pytał po prostu, czy przystojny, tak jakby o każdego innego, a jeżeli powiedziałam, że przystojny, to wielkie rzeczy! tylu jest przystojnych (pieszczotliwie) albo to i tatuncio nie przystojny?
Damazy. No, no (n. s.) na jakie to ona sposoby się bierze (głośno.) Koniec końcem, ja myślałem, że ci się podobał i dla tego nie byłem przeciwny, panie mości dzieju... tymczasem, wczoraj, przy kolacyi patrzę, a ta mu się krzywi, jakby się octu napiła... Ale to jeszcze nic; dziś znowu rano...
Helena (rzucając mu się na szyję zawstydzona.) Tatuncio!
Damazy. A widzisz, wstyd ci... zszedłem was w ogrodzie z Antonim i widziałem, jak cię całował po rękach...
Helena. Raz tylko, czy dwa..
Damazy (łagodniej.) Jakże można było na to pozwolić...
Helena (po chwili kryjąc głowę na jego piersiach.) Kiedy ja jego kocham...
Damazy (po chwili.) Aha, kochasz, to co innego... (wstając.) No widzisz, nie mogłaś mi tego od razu powiedzieć.
Helena (wstając n. s.) A jej! odetchnęłam!... znowu niewiem, zkąd mi się wzięła taka odwaga.
Damazy (chodząc.) Hm, hm... ciekaw jestem jak teraz zrobić...
Helena (proszącym tonem.) Jedźmy do domu.
Damazy. Doprawdy! było po co przyjeżdżać... (chodzi, po chwili.) Ale moje dziecko, bo to się warto zastanowić... hm, hm... widzisz, ten majątek, toby się przydał...
Helena. I cóż tam majątek!
Damazy. Ale! zapewne! tak się to niby mówi, a później, rób co chcesz... usiąść i płakać... (po chwili) a zresztą, jak tu stryjence tak wręcz odpowiedzieć, kiedy już na pół przyjąłem... zabiłaś mi tęgiego klina...
Helena. Ja poradzę tatuńciowi, przedewszystkiem dyplomatycznie.
Damazy. No, naprzykład?
Helena. Ze stryjenką grzecznie, ładnie, ale ani tak, ani siak...
Damazy (ironicznie.) Aha!...