Strona:PL Bliziński - Komedye.djvu/125

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Mieczysław. Przejadę sie jeszcze w pole i do lasu... słyszałem, że tam gajowy dopuszcza się pewnych malwersacji, na które rządca patrzy przez szpary.
Dawnoski. Ano dobrze, dobrze... kiedy tak, to jedź... o! to trzeba pilnować, po piętach wszystkim deptać... (p. c.) Tylko ja myślałem, że ty będziesz przy tem, jak ja go tu wezmę na konfesaty... asystowałbyś niby w charakterze instygatora.
Mieczysław Ale po cóż? owszem, lepiej, że nie będę... wuj i tak wie o wszystkiem.
Dawnoski. No, tak dalece wiele nie wiem... miałeś mnie objaśnić.
Mieczysław. Ogólnie wiemy, co wart; więc tylko chodzi o uwiadodomienie go, że wujostwo nie potrzebują nadal jego usług.
Dawnoski. A, tak.. poprostu wypowie mu się miejsce od św. Jana... nie ma potrzeby legitymować się... no, więc jedź. (Mieczysław wychodzi)

SCENA XV.
DawnoskiDawnoska.

Dawnoska. Tylko mój Józieczku, daj sobie słowo, że się nie dasz ubłagać, bo znowu będzie tak, jak z tym Bartłomiejem.
Dawnoski. Z jakim Bartłomiejem?
Dawnoska. Ano z tym, co ci wypasł tyli kawał łąki, a ty mu wołu wypuściłeś bez żadnej a żadnej kary... żeby też chociaż dla przykładu.
Dawnoski Ale moja Kasieńko, zastanów się, że trzeba być sprawiedliwym... Jakże chcesz! wół mu raptem zachorował na uderzenie krwi do łba, i jak wlazł w łąkę, tak ani rusz, nie chciał wyjść... chłop go sam wypędzał, są świadkowie.
Dawnoska. Już ja ci ręczę, że cię okłamali... Albo naprzykład z tym Kosiorkiem ekonomem, co ci tak ładnie kupił konia na jarmarku.
Dawnoski. No, że kupił, to nie ma kwestji, i nawet tanio... a że mu przez drogę, jak jechał do domu, zdechł nagle, to cóż on temu winien.. w koniu nie siedział... szlak trafił i koniec... Zresztą, przywiózł skórę na dowód... (żywiej.) Moja Kasiu, już daj mi pokój... masz szczególną, pasję jątrzyć mnie, kiedy we mnie się i tak gotuje.. Przecie co sprawiedliwie, to sprawiedliwie.
Dawnoska (żywo) Ale czegóż się gniewasz!.. powiadam tylko, że jesteś za dobry, każdemu pozwalasz sobie jeździć po głowie.
Dawnoski (rozdrażniony.) Ja, za dobry! tak powiadasz! otóż, zobaczysz tu zaraz, co ja porobię... jeżeli tylko pokaże się, że to wszystko prawda.
Dawnoska. Unoś się, unoś! nie wiesz niby, jak ci to szkodzi...
Dawnoski. A czegóż mnie drażnisz... ja dobry! to dobre...
Dawnoska. Przecież ci to nie ubliża...
Dawnoski. Co inego dobry, a co innego za dobry... Za dobry, to się znaczy: safanduła, a za takiego nie życzę sobie uchodzić. Znasz przysłowie: nie bądź gorzki, bo cię rozplują, nie bądź słodki, bo cię rozliżą... Więc pomimo (z przyciskiem) tej niby dobroci, jak tylko widzę, że chce ktoś ze mnie sko-