Strona:PL Balzac - Stara panna.djvu/37

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

czmychnę corychlej do Paryża, nigdy nie wydam się tutaj za mąż: tutejsi mężczyźni są tacy głupi!
— Cóż chcesz, moje dziecko! społeczeństwo się zmienia, kobiety na równi ze szlachtą padają ofiarą straszliwego zamętu jaki się zbliża. Po przewrotach politycznych, przychodzą przewroty w obyczajach. Ba! niedługo kobieta przestanie istnieć (wyjął watę aby zrobić porządek koło uszu); sama pozbawi się uroku rzucając się w sentymenty; zmęczy sobie nerwy... Przepadnie owa miła, słodka rozkosz dawnych czasów, pożądana bez wstydu, przyjmowana bez ceremonii, kiedy to posługiwano się waporami (oczyścił główki murzyńskie) jedynie jako środkiem do celu. Zrobią z miłości chorobę, która będzie się kończyła herbatką z pomarańczowego kwiatu (zaczął się śmiać). Wreszcie, małżeństwo stanie się czemś (ujął szczypczyki do wyrywania włosków) bardzo nudnem, a było tak wesołe za moich czasów. Panowanie Ludwika XIV i Ludwika XV, zapamiętaj to, moje dziecko, były pożegnaniem z najbardziej uroczym ze światów.
— Ale, panie Kawalerze, rzekła gryzetka, tu chodzi o życie i o honor pańskiej małej Zuzi, i mam nadzieję że mnie pan nie opuści.
— Cóż znowu! wykrzyknął Kawaler kończąc się czesać, wolałbym raczej postradać swoje nazwisko.
— A! rzekła Zuzanna.
— Słuchaj mnie, filutko, rzekł Kawaler rozkładając się w obszernej berżerce, która niegdyś nazywała się diuszeszą i którą pani Lardot wyszukała dlań z wielkim trudem.