Strona:PL Balzac - Pierwsze kroki; Msza Ateusza.djvu/245

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wziąć posłańca, aby zabrał moje biedne sprzęty, moje książki, jak zapłacić tego posłańca i odźwiernego, dokąd się udać?“ Te beznadziejne pytania powtarzałem we łzach, tak jak warjaci powtarzają swoje piosenki. Usnąłem. Nędza ma swój boski sen, pełen cudnych marzeń. Nazajutrz rano, w chwili gdy miałem siąść do mojej miseczki chleba moczonego w mleku, wszedł Bourgeat i rzekł z kiepska po francusku:
— Panie studencie, ja jestem biedny człowiek, podrzutek ze szpitala w Saint-Flour bez ojca i matki, za biedny aby się ożenić. Pan też, jak widzę, nie masz za wiele rodziny, ani też tego co potrzeba. Słuchaj pan, mam na dole ręczny wózek, który wynająłem pięć groszy godzina; nasze wszystkie rzeczy zmieszczą się tam; jeżeli pan zechce, poszukamy pomieszczenia razem, skoro nas stąd wygnano. Ostatecznie, nie było nam tu jak w raju.
— Wiem dobrze, mój zacny Bourgeat, odparłem. Ale jestem w wielkim kłopocie. Mam na dole skrzynkę, zawierającą za trzysta franków bielizny, mógłbym tem spłacić to com winien gospodarzowi i odźwiernemu, a nie mam ani talara. — Ba, ja mam parę groszy, odparł wesoło Bourgeat, pokazując mi starą zatłuszczoną portmonetkę. Niech pan zachowa swoją bieliznę.
Bourgeat zapłacił mój kwartał komornego, swoje komorne, pokrył za mnie odźwiernego. Następnie, złożył nasze sprzęty, moją bieliznę, na wózek i ciągnął go zatrzymując się przed każdym domem gdzie widniała karta. Ja wchodziłem, aby