Strona:PL Balzac - Pierwsze kroki; Msza Ateusza.djvu/238

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

porządek w kaplicy, i spytał go czy ten pan często tu bywa.
— Jestem tu dwadzieścia lat, rzekł zakrystjan, i od tego czasu pan Desplein przychodzi cztery razy na rok wysłuchać tej mszy, to on ją ufundował.
— Jego fundacja! rzekł Bianchon oddalając się. To się równa tajemnicy Niepokalanego Poczęcia, rzecz która sama przez się musi obudzić sceptycyzm lekarza.
Upłynął jakiś czas, a Bianchon, mimo że tak zażyły z Despleinem, nie miał sposobności wspomnieć mu o tej zagadce. Kiedy się spotykali na konsyljum albo w salonie, trudno było znaleźć ową chwilę swobody i samotności, kiedy to, siedząc z nogami wyciągniętemi przed kominkiem, z głową wspartą o fotel, dwaj mężczyźni zwierzają sobie swoje tajemnice. Wreszcie, w siedem lat później, po rewolucji r. 1830, kiedy lud rzucał się na Arcybiskupstwo, kiedy poszepty republikańskie judziły go aby niszczył złocone krzyże, które jaśniały niby błyskawice nad tym oceanem domów, kiedy niedowiarstwo pod ramię z buntem przewalało się po ulicach, Bianchon znowuż ujrzał Despleina wchodzącego do Saint-Sulpice. Lekarz wszedł i stanął obok niego, przyczem Desplein nie okazał najmniejszego zdziwienia. Obaj wysłuchali ufundowanej mszy.
— Czy mógłbyś mi powiedzieć, drogi mistrzu, rzekł Bianchon kiedy wyszli z kościoła, jaka jest przyczyna tej twojej dewocji? Trzy razy już zdy-