Strona:PL Balzac - Małe niedole pożycia małżeńskiego.djvu/75

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Musiałeś brać powóz?
— Za całe siedm franków...
— Zastałeś wszystkich?
— Tak, tych którym naznaczyłem schadzki...
— Kiedy zdążyłeś do nich pisać? Atrament w kałamarzu jest zupełnie wyschnięty, formalnie skrzepła skorupa, chciałam coś napisać i strawiłam dobrą godzinę nim zdołałam sporządzić rodzaj mazi, którą możnaby conajwyżej znaczyć skrzynie przeznaczone do Indji.
W tem miejscu, każdy mąż obrzuca żonę z pod oka nieufnem spojrzeniem.
— Widocznie musiałem napisać do nich w Paryżu...
— Cóż to za sprawy, Adolfie?...
— Nie wiesz?... Mam ci opowiadać?... przedewszystkiem sprawa z panem Chaumontel...
— Myślałam, że pan Chaumontel jest w Szwajcarji.
— Czyż nie ma swoich pełnomocników, adwokata?...
— Czyś tylko to robił w Paryżu?... pyta nagle Karolina. Tu zwraca na męża jasne i badawcze spojrzenie i zatapia je nagle w jego oczach, niby szpadę która przeszywa serce na wylot.
— Cóż miałem robić?... fałszywe pieniądze, długi, ręczne robótki?...
— Ależ nie wiem. Skądże ja mogę zgadnąć? Za głupia jestem, sto razy mi mówiłeś.
— Dobryś! teraz bierzesz w złem znaczeniu to, co jest z mojej strony pieszczotą, żartem. To czysto kobiece.
— Załatwiłeś ostatecznie jaką sprawę? powiada, okazując nagle niezwykłe przejęcie interesami.
— Nie, żadnej jeszcze...
— Ileż osób widziałeś?
— Jedenaście, nie licząc tych, które przechadzały się po bulwarach.
— Jak ty mi odpowiadasz!