Strona:PL Balzac - Małe niedole pożycia małżeńskiego.djvu/186

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

DAMA Z MIASTA, przestraszona ze względu na córkę obrotem rozmowy. — Pani de Fischtaminel wygląda dziś zachwycająco.
DAMA CZTERDZIESTOLETNIA z rodzaju nieużytków. — Pan Adolf wydaje się równie szczęśliwy jak jego żona.
MŁODA OSOBA. — Jaki on przystojny, ten pan Ferdynand. (Matka trąca ją nieznacznie nogą). Czego chcesz, mamo?
MATKA spogląda na córkę znacząco. — Tak mówi się, moja droga, tylko o narzeczonym; pan Ferdynand nie jest do wzięcia.
DAMA wydelkotowana do drugiej nie mniej wydelkotowanej. — Wiesz, moja droga, jaki z tego morał? Oto, że szczęśliwe są jedynie małżeństwa we czworo.
PRZYJACIEL, do którego autor lekkomyślnie zwrócił się o zdanie. — To wierutny fałsz.
AUTOR. — A, tak pan sądzi?
PRZYJACIEL, który świeżo się ożenił. — Zużywasz morze atramentu, aby zohydzić podstawy życia społecznego i to pod pretekstem oświecenia nas!... Ech, mój drogi, bywają małżeństwa sto razy, tysiąc razy szczęśliwsze, niż te zachwalane przez ciebie małżeństwa we czworo.
AUTOR. — Więc co? Trzeba zatem oszukiwać ludzi mających się dopiero żenić? mamy wykreślić to zdanie?
PRZYJACIEL. — Nie, może zostać jako koncept.
AUTOR. — Także sposób, aby nie mijać się z prawdą.
PRZYJACIEL, który nie chce dać za wygraną. — Tak, prawdą, która przemija.
AUTOR, chcąc mieć ostatnie słowo. — Cóż nie przemija? Gdy twoja żona będzie miała o dwanaście lat więcej, dokończymy rozmowy. Może wówczas będziecie szczęśliwi już tylko we troje.
PRZYJACIEL. — Mścisz się krwawo za to, że nie możesz napisać historji małżeństw szczęśliwych.