Strona:PL Balzac - Kuzynka Bietka. T. 2.djvu/83

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

sięcy na placu publicznym. Niejeden znudzony spleenem Anglik zapłaciłby z pewnością bardzo drogo to wrażenie, o wiele rzadsze niż wrażenie skazańca na śmierć. Baron, wciąż w leżącej pozycji, oblał się dosłownie zimnym potem. Chciał wątpić, ale to mordercze oko wyśpiewało wszystko! Za drzwiami słychać było głosy.
— Gdybyż to tylko Crevel chciał mi spłatać figla! powiadał sobie baron, nie mogąc już wątpić o obecności kogoś obcego w świątyni.
Drzwi się otwarły. Majestatyczne prawo francuskie, które na plakatach ustępuje kroku koronie, ujawniło się pod postacią malutkiego komisarzyka policji, w towarzystwie długiego sędziego pokoju, obu zaś wiódł imć Marneffe. Komisarz policji tkwił w trzewikach, od których wstążka wlekła się po ziemi, szczyt jego postaci stanowiła żółta i łysawa czaszka, zdradzająca wygę, kpiarza dla którego życie paryskie nie ma tajemnic. Oczy jego rzucały przez okulary drwiące i sprytne spojrzenia. Sędzia pokoju, eks-adwokat, stary kobieciarz, zazdrościł winowajcy.
— Raczy pan wybaczyć nasz przykry obowiązek, panie baronie! rzekł komisarz; przybyliśmy tu wskutek skargi poszkodowanego. Pan sędzia pokoju jest obecny przy otwieraniu mieszkania. Wiem kto pan jesteś i kto jest winowajczyni.
Walerja otworzyła zdumione oczy, wydała krzyk wymyślony przez aktorki na wyrażenie w teatrze szaleństwa, wiła się na łóżku w konwulsjach, jak opętani średniowieczni w siarczanej koszuli na stosie.