Strona:PL Balzac - Kuzynka Bietka. T. 2.djvu/240

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Widziałam! rzekła Karabina.
— Jeżeli się myliłem, jeżeli ona wychodzi za mąż i jeżeli jest w tej chwili w objęciach Steinbocka, ta kobieta zasługuje po tysiąc razy na śmierć: zabiłbym ją, tak jak się zgniata muchę...
— A żandarmi, mój synu?... rzekła pani Nourisson z uśmiechem od którego dreszcz przechodził.
— A komisarz policji, sąd, kryminał, i cała orkiestra?... rzekła Karabina.
— Samochwał z ciebie, mój kotku, dodała pani Nourisson, która chciała przejrzeć plany zemsty Brazylijczyka.
— Zabiję ją! odparł zimno Brazylijczyk. Haha! nazwaliście mnie dzikim... Czy wy myślicie, że ja będę naśladował głupotę waszych ziomków, którzy kupują truciznę w aptekach?... Myślałem po drodze o tem, jak mi się trzeba zemścić, w razie gdyby wszystko było prawdą. Jeden z moich czarnych nosi z sobą najpewniejszą z trucizn zwierzęcych, straszliwą chorobę, lepszą niż wszystkie trucizny roślinne: chorobę tę umieją leczyć tylko w Brazylji. On jej udzieli Cydalizie, ona mnie; następnie, kiedy śmierć będzie już krążyć w żyłach Crevela i jego żony, ja będę już het, za Azorami, wraz z pani kuzynką, którą każę uleczyć i z którą się ożenię. My, dzicy, my mamy swoje sposoby!... Cydaliza, rzekł przyglądając się Normandce, to właśnie bydlątko jakiego mi trzeba. Ile ma długów?...
— Sto tysięcy! rzekła Cydaliza.
— Mało mówi, ale dobrze, rzekła półgłosem Karabina do pani Nourisson.