Strona:PL Balzac - Kuzynka Bietka. T. 2.djvu/233

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

dziecinnym prawie tonem; ale nie spotwarzajcie kobiety którą kocham...
— No, a gdyby, szepnęła mu Karabina do ucha, a gdyby Walerja zdradzała cię, oszukiwała niegodnie, i gdybym ci na to dała dowody, za godzinę, u mnie w domu, cóżbyś pan uczynił?
— Nie mogę pani tego powiedzieć przy tych wszystkich... rzekł Brazylijczyk.
— A więc, milcz! odpowiedziała z uśmiechem, nie dawaj powodu do śmiechu najdowcipniejszym ludziom w Paryżu i przyjdź do mnie; pogadamy.
Montez był nawpół żywy.
— Dowodów!... wybełkotał; pamiętaj...
— Będziesz miał ich aż nadto, odparła Karabina. Ale, skoro już samo podejrzenie tak ci uderza do głowy, lękam się o twój rozum...
— Ależ bestja uparta! to gorzej niż nieboszczyk król holenderski! — No, Lousteau, Bixiou, Massol, hej tam, wy wszyscy, czy nie jesteście proszeni na pojutrze na śniadanie do pani Marneffe? spytał Leon de Lora.
Ja wol, odparł du Tillet. Mam zaszczyt ci powtórzyć, baronie, że, jeżeli miałeś przypadkiem zamiar poślubić panią Marneffe, jesteś odrzucony jak projekt ustawy przez gałkę imieniem Crevel. Mój przyjaciel, mój dawny kolega Crevel, ma ośmdziesiąt tysięcy franków renty, a ty prawdopodobnie nie wykazałeś się tą samą kwotą, gdyż wówczas, jak sądzę, danoby ci pierwszeństwo.
Montez słuchał z miną wpół zadumaną, wpół uśmiechniętą, która wszystkich przejęła grozą. W tej chwili