Strona:PL Balzac - Kuzynka Bietka. T. 2.djvu/205

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Baron wyciągnął rękę ruchem przerażająco łapczywym.
— Daj, Bietko! Niech ci Bóg wynagrodzi! Daj! Wiem dokąd z tem pójdę!
— Ale powiesz mi, stary obwiesiu?
— Owszem. Mogę jeszcze zaczekać tych ośm miesięcy, bo odkryłem małego aniołka, poczciwe stworzenie, niewiniątko, zbyt młode aby mogło być zepsute.
— Pamiętaj o sądzie poprawczym, rzekła Elżbieta, która miała nadzieję że ujrzy tam kiedyś Hulota.
— E, to przy ulicy Charonne! odparł baron Hulot, w dzielnicy gdzie wszystko załatwia się bez hałasu. Nie bój się, nigdy mnie nie znajdą. Przebrałem się, Bietko, i przedzierżgnąłem się w ojca Thorec, wezmą mnie za jakiegoś byłego stolarza. Mała mnie kocha, i nie pozwolę się już skubać.
— Jużeś dostatecznie oskubany, rzekła Bietka spoglądając na jego surdut. Może cię tam podwieźć, Hektorze?...
Baron wsiadł do doróżki, porzucając pannę Elodję bez pożegnania, jak przeczytany romans.
W pół godziny, przez które baron opowiadał wciąż Bietce o małej Atali Judici (doszedł bowiem stopniowo do tych ohydnych namiętności, które zabijają starców), kuzynka wysadziła go, zaopatrzywszy go w dwa tysiące franków, przy ulicy Charonne, na przedmieściu Saint-Antoine, pod bramą domu o podejrzanym, groźnym wręcz wyglądzie.
— Bądź zdrów, kuzynku; będziesz teraz ojcem Tho-