Strona:PL Balzac - Kuzynka Bietka. T. 2.djvu/147

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

zadałem niesprawiedliwie łgarstwo, wobec księcia de Wissemburg!... Czy to nic? Oto jego rachunek z ojczyzną!
Otarł łzę.
— A teraz z rodziną! ciągnął. Wydziera wam kawałek chleba, który dla was chowałem, owoc trzydziestoletnich oszczędności, skarbczyk zebrany prywacjami starego żołnierza! Oto co przeznaczałem dla was! rzekł pokazując bilety bankowe. Zabił swego wuja Fischera, dzielnego i szlachetnego syna Alzacji, który nie umiał, jak on, znieść myśli o plamie na swem chłopskiem nazwisku. Wreszcie Bóg, w swej nieprzebranej dobroci, pozwolił mu znaleźć anioła między kobietami! miał niesłychane szczęście pojąć za żonę taką Adelinę! i zdradził ją, napoił zgryzotą, opuścił ją dla łajdaczek, dla ladacznic, dla baletnic, aktorek, dla takich jak Cadine, jak Józefa, jak ta Marneffe!... I to jest człowiek, z którego uczyniłem swoje dziecko, swoją dumę... Idź, nieszczęśniku, jeśli się godzisz na to haniebne życie jakie sobie zgotowałeś, wychodź stąd! Ja nie mam siły przekląć brata którego tak kochałem; jestem dla niego równie słaby jak ty, Adelino; ale niech mi się nie pokazuje na oczy. Zabraniam mu być na moim pogrzebie, iść za moją trumną. Niech ma choć wstyd w swojej zbrodni, jeżeli nie ma wyrzutów...
Marszałek, blady jak trup, osunął się na sofę, wyczerpany temi uroczystemi słowy. I, może po raz pierwszy w życiu, dwie łzy spłynęły mu z oczu żłobiąc bruzdę na twarzy.
— Biedny stryj Fischer! wykrzyknęła Elżbieta, przykładając chustkę do oczu.