Strona:PL Balzac - Kuzynka Bietka. T. 2.djvu/119

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

gorączkowych słów kobiety gotowej na hańbę dla ocalenia rodziny. Krew uciekła jej z policzków, zbielała, oczy jej obeschły.
— Grałam zresztą źle swoją rolę, nieprawdaż? ciągnęła, spoglądając na Crevela ze słodyczą, jaką musieli mieć męczennicy patrząc na prokonsula. Prawdziwa, święta i oddana miłość kobiety zawiera inne rozkosze, niż te, które nabywa się na targu prostytucji!... Poco zresztą te słowa? rzekła opamiętując się i postępując krok dalej na drodze doskonałości: — trącą ironią, a niema jej we mnie! daruj mi pan. Zresztą może chciałam niemi zranić tylko siebie...
Majestat cnoty, jej niebiański blask, zmiotły chwilowe poniżenie tej kobiety, która, promieniejąca właściwą sobie pięknością, urosła w oczach Crevela. Adelina była w tej chwili szczytna jak owe wsparte na krzyżu postacie z obrazów religijnych, malowane przez starych Wenecjan; ale wyrażała całą wielkość swojej niedoli i niedoli Kościoła katolickiego, na którego łono się chroniła lotem zranionej gołębicy. Crevel był olśniony, oszołomiony.
— Pani, jestem na pani usługi bez żadnych warunków! rzekł w przystępie wspaniałomyślności. Rozpatrzymy sprawę i... Czego pani sobie życzy?... no! niepodobieństwa?... zrobię je. Zastawię papiery w banku i za dwie godziny będzie pani miała pieniądze...
— Mój Boże, cóż za cud! rzekła biedna Adelina, padając na kolana.
Odmówiła modlitwę z namaszczeniem, które tak głęboko wzruszyło Crevela, że, kiedy pani Hulot, skończywszy modlitwę, wstała, ujrzała łzy w jego oczach.