Strona:PL Balzac - Kuzynka Bietka. T. 1.djvu/280

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— To moja wina, rzekł Brazylijczyk, powinienem ci był przysłać ze sto tysięcy.
— Poczciwy chłopiec! wykrzyknęła Walerja, powinnam była pracować na życie, ale moje paluszki nie są stworzone do pracy... spytaj Elżbiety.
Brazylijczyk odszedł jako najszczęśliwszy człowiek w Paryżu.
Około południa, Walerja i Elżbieta gawędziły we wspaniałej sypialni, gdzie ta niebezpieczna Paryżanka dawała swojej tualecie owo ostatnie dotknięcie, z którem kobieta nie zdaje się na nikogo prócz siebie. Zasunąwszy rygle, zapuściwszy rolety, Walerja opowiedziała w najdrobniejszych szczegółach wszystkie wypadki wieczora, nocy i poranku.
— Jesteś rada? mój klejnocie, rzekła, kończąc, do Elżbiety. Czem mam zostać pewnego dnia, panią Crevel czy panią Montez? Jakie twoje zdanie?
— Taki rozpustnik jak Crevel nie pożyje ani dziesięciu lat, odparła Elżbieta, a Montez jest młody. Crevel zostawi około trzydziestu tysięcy franków renty. Niechże Montez zaczeka, dosyć dla niego szczęścia, że będzie benjaminkiem. W ten sposób możesz, gdzieś w trzydziestu trzech latach i w pełni urody, wyjść za swego Brazylijczyka i grać wybitną rolę przy sześćdziesięciu tysięcach renty osobistego majątku, zwłaszcza protegowana przez panią marszałkową...
— Tak, ale Montez jest Brazylijczykiem, nigdy nie dojdzie do niczego, zauważyła Walerja.
— Żyjemy, odparła Elżbieta, w epoce kolei żelaznych,