strzelały ku tobie błyskawice, a twoje spojrzenia... Och! nigdy na mnie nie patrzyłaś w ten sposób, nigdy! Zbadam tę tajemnicę, Walerjo... Ty jesteś jedyną kobietą która mi dała poznać zazdrość, toteż nie dziw się temu co mówię... Ale wyszła na jaw i inna tajemnica, która mi się wydaje czemś ohydnem...
— Mów, mów, proszę! rzekła Walerja.
— To że Crevel, ta bryła mięsa i głupoty, kocha się w tobie, a ty przyjmujesz jego zaloty na tyle łaskawie, aby ten głupiec ośmielał się okazywać swoje uczucia całemu światu...
— To już trzech! Nie widzisz jeszcze kogo? spytała pani Marneffe.
— Możeby się znalazło! odparł baron.
— To że pan Crevel się we mnie kocha, to jego święte prawo; jeżeli ja cierpię tę miłość, to znaczy albo jestem kokietką, albo kobietą której ty zostawiasz wiele do życzenia... A więc, kochaj mnie z mojemi wadami, albo daj mi pokój. Jeżeli mi wrócisz wolność, ani ty ani pan Crevel nie zjawicie się już tutaj; wezmę mego kuzyna, aby nie wychodzić z pięknych zwyczajów, które mi przypisujesz. Żegnam pana, panie baronie!
Wstała; ale Radca Stanu chwycił ją za ramię i posadził. Starzec nie mógł już istnieć bez Walerji; stała się dlań potrzebą większą od wszystkich potrzeb życia; wolał zostać w niepewności, niż zyskać najlżejszy dowód niewierności Walerji.
— Moja droga Walerjo, rzekł, czy nie widzisz co ja cierpię. Proszę cię tylko abyś zechciała się usprawiedliwić... Daj mi jakieś racje...
Strona:PL Balzac - Kuzynka Bietka. T. 1.djvu/252
Wygląd
Ta strona została skorygowana.