Strona:PL Balzac - Kuzynka Bietka. T. 1.djvu/180

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Crevel przybrał domyślną minę, oznaczającą że naprawi swoją niedyskrecję.
— Hortensji, odparł; ale to jeszcze nie zupełnie pewne. Wracam od Lebasów, była tam mowa o pannie Popinot dla młodego sędziego królewskiego trybunału w Paryżu, który chciałby zostać prezydentem sądu gdzieś na prowincji. Chodźmy na obiad...
O siódmej Elżbieta pośpieszyła już do domu omnibusem; pilno jej było ujrzeć Wacława, który ją okłamywał od trzech tygodni. Miała dla niego torebkę pełną owoców, nałożonych przez samego Crevela, który był dla kuzynki Bietki niezmiernie czuły. Wdrapała się na poddasze z szybkością od której straciła dech, i zastała artystę zajętego wykończeniem ornamentów na puzderku, które chciał ofiarować swej drogiej Hortensji. Kraj wieka stroiły hortensje wśród których igrały amorki. Aby pokryć koszt tego puzderka, które miało być z malachitu, biedny kochanek zrobił dla Florenta i Chanora dwa świeczniki, dwa arcydzieła, odstępując zupełne prawo własności.
— Zanadto pracujesz od kilku dni, mój drogi, rzekła Elżbieta ocierając mu czoło okryte potem i całując je. Tak mordować się, i to w sierpniu, to doprawdy niebezpiecznie. Doprawdy, gotóweś się rozchorować... Ot, masz, tutaj brzoskwinie, renklody od pana Crevel... Nie zadręczaj się tak, pożyczyłam dwa tysiące franków i o ile nie zajdzie jakaś katastrofa, będziemy mogli je oddać skoro sprzedasz zegar!... Swoją drogą, mój wierzyciel niepokoi mnie trochę, przesłał mi właśnie jakiś papier na stemplu.