Strona:PL Balzac - Kuzynka Bietka. T. 1.djvu/104

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Nigdy się nie wypłacę wobec pani, odparł biedny wygnaniec.
— A to czemu?... spytała wieśniaczka z Wogezów, biorąc sama przeciw sobie stronę artysty.
— Dlatego że pani nietylko mnie karmiła, gościła, ratowała w nędzy; ale jeszcze dała mi pani siłę!... zrobiłaś mnie tem czem jestem, byłaś często twarda, dręczyłaś mnie...
— Ja? rzekła stara panna. Zaczynaj-że znowu swoje głupstwa, swoją poezję, sztukę, wyłamuj palce, machaj rękami, mów o idealnem pięknie, o swoich warjactwach z Północy. Piękno nie warte praktyczności, praktyczność to ja! Masz różne rzeczy w głowie? wielka historja! i ja także mam różne rzeczy... Na co się zda to, co się ma w duszy, jeżeli się z tego nie umie nic wycisnąć? Ci, co nie mają w głowie nic, są wówczas w lepszem położeniu od tych co mają: ci umieją dawać sobie radę... Zamiast myśleć o swoich bredniach, powinieneś pracować. Coś zrobił od czasu jak wyszłam?...
— Co powiedziała ładna kuzyneczka?
— Kto ci powiedział że ładna? spytała Bietka z akcentem w którym wyła zazdrość tygrysicy.
— Ależ pani sama...
— To poto aby zobaczyć jaką minę zrobisz. Chciałoby ci się gonić za spódnicami? Lubisz kobietki, więc dobrze, lep je, przelewaj swoje pragnienia w bronz; na jakiś czas musisz się jeszcze obyć bez miłostek, a zwłaszcza bez mojej kuzynki, drogi chłopcze. Nie dla psa kiełbasa; tej dziewczynie trzeba męża z sześćdziesięcioma tysiącami franków rocznie... i już się taki znalazł...