Strona:PL Balzac - Księżna de Langeais.djvu/84

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

brzemieniem tajemnej męki, mężczyzna którego dusza drga szarpana namiętnością, biorą jakiś temat muzyczny i porozumiewają się z niebem, lub rozmawiają sami z sobą jakąś wzniosłą melodją, jakimś zaginionym poematem. Otóż, generał słuchał w tej chwili takiej poezji, równie nieznanej jak samotna skarga ptaka zmarłego bez towarzyszki w dziewiczym lesie.
— Mój Boże, co pani gra? spytał wzruszonym głosem.
— Preludjum romanzy pod tytułem, zdaje mi się, Rzeka Tag.
— Nie wiedziałem, czem może być gra na fortepianie, odparł.
— Ach, mój drogi, rzekła obejmując go po raz pierwszy wzrokiem zakochanej kobiety, tak samo nie wiesz, że cię kocham, że się straszliwie męczę, i że muszę się wyskarżyć w sposób nie nadto przejrzysty; inaczej byłabym twoją... Ale ty nie widzisz nic.
— I ty nie chcesz dać mi szczęścia!
— Armandzie, nazajutrz umarłabym ze zgryzoty.
Religja trwała trzy miesiące. Po tym terminie, księżna, znudzona powtarzaniem w kółko, wydała Pana Boga na łup swemu kochankowi. Może lękała się, że mówiąc tyle o wieczności, uwieczni miłość generała na tym i na tamtym świecie. Na obronę tej kobiety trzeba wierzyć, że była dziewicą nawet sercem, inaczej byłaby czemś zbyt okropnem. Jeszcze bardzo daleka od wieku, w którym mężczyzna i kobieta znajdują się zbyt blisko schyłku aby tracić czas i drożyć się ze szczęściem, księżna przeżywała zapewne nie pierwszą miłość, ale pierwsze rozkosze. Nie mogąc porównać dobrego ze złem, nie zaznawszy cierpień któreby jej objawiły wartość skarbów rzucanych do jej nóg, bawiła się niemi. Nie znając olśniewających rozkoszy światła, lubowała się w mroku. Armand, który zaczynał rozumieć tę dziwną sytuację, pokładał nadzieję w głosie natury. Co wieczór, wychodząc od pani de Langeais, myślał, że kobieta nie przyjmowałaby siedem miesięcy zabiegów mężczyzny, oraz najtkliwszych, najdelikatniejszych dowodów jego miłości, że nie przyzwalałaby tyle powierzchownym wymaganiom żądzy, aby się jej naraz zaprzeć: czekał tedy cierpliwie pory słońca,