Strona:PL Balzac - Kontrakt ślubny; Pułkownik Chabert.djvu/155

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

sobie. Przekonawszy społeczeństwo o kłamstwie, nieszczęśliwi tem żarliwiej chronią się na łono Boga.
— Cóż za wspaniały czerep! rzekł Simonnin, nie czekając aż starzec zamknie drzwi.
— Wygląda jakby go z grobu odkopano, odparł któryś dependent.
— To jakiś pułkownik, który prawuje się o zaległy żołd, rzekł naczelny.
— Nie, to ex-odźwierny, rzekł Godeschal.
— Załóżmy się, że to szlachcic, wykrzyknął Boucard.
— Zakładam się, że był stróżem odparł Godeschal. Jedynie odźwiernych wyposażyła natura w surduty zniszczone, zatłuszczone i obstrzępione u dołu, jak u tego starego. Czyście nie widzieli butów bez obcasów, z otwartemi paszczami, ani krawata który mu służy za koszulę? On musiał sypiać pod mostem.
— Mógł być szlachcicem i stróżem, wykrzyknął Desroches. Bywali tacy.
— Nie, odparł Boucard wśród powszechnego śmiechu, ja twierdzę, że on był piwowarem w 1789, a pułkownikiem za Republiki.
— Haha! zakładam się o teatr dla całej kompanji, że to nie żołnierz, rzekł Godeschal.
— Stoi, odparł Boucard.
— Panie! panie! — krzyknął smarkacz otwierając okno.
— Co ty robisz, Simonnin? spytał Boucard.
— Wołam go, aby spytać czy był pułkownikiem czy odźwiernym; musi przecież wiedzieć.
Wszyscy zaczęli się śmiać. Co się tyczy starca, szedł już z powrotem po schodach.
— Co my mu powiemy? wykrzyknął Godeschal.
— Zostawcie to mnie, rzekł Boucard.
Biedny człowiek wszedł nieśmiało spuszczając oczy, może aby nie zdradzić swego głodu zbyt chciwem wpatrywaniem się w prowiant.