Przejdź do zawartości

Strona:PL Balzac - Kobieta porzucona; Gobseck; Bank Nucingena.djvu/129

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

mować je w komis, brać je dla odprzedaży, widywano takie wypadki!
— Żegnam pana, wykrzyknął hrabia blady z gniewu, istnieją sądy.
— Słusznie.
— Ten pan, dodał wskazując na mnie, był świadkiem sprzedaży.
— Możebne.
Hrabia chciał wyjść. Naraz, czując wagę sprawy, wmięszałem się między walczące strony.
— Panie hrabio, rzekłem, pan ma słuszność i pan Gobseck też jest w swojem prawie. Nie może pan ścigać nabywcy, nie mięszając w to swojej żony, a hańba tej sprawy spadłaby nietylko na nią. Jestem adwokatem, winien jestem bardziej jeszcze samemu sobie niż memu stanowisku oznajmić panu, że djamenty, o których pan mówi, przeszły w ręce pana Gobsecka w mojej obecności; ale sądzę, że byłoby błędem z pańskiej strony podawać w wątpliwość prawność tej sprzedaży, której przedmiot jest zresztą trudny do rozpoznania. W obliczu słuszności ma pan rację, w obliczu prawa przegrałby pan. Pan Gobseck jest zbyt uczciwym człowiekiem, aby zaprzeczyć, że ta sprzedaż odbyła się na jego korzyść, zwłaszcza kiedy moje sumienie i mój obowiązek każą mi to zeznać. Ale, gdyby pan nawet wytoczył proces, panie hrabio, wynik byłby wątpliwy. Radzę panu tedy ułożyć się z panem Gobseckiem, który może usprawiedliwić się swoją dobrą wiarą, ale któremu zawsze winien pan zwró-