Strona:PL Balzac - Kobieta porzucona; Gobseck; Bank Nucingena.djvu/127

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ścią. Lichwiarz zajrzał przez zakratowane okienko i wpuścił mężczyznę lat może trzydziestu pięciu, który widocznie, mimo tego gniewu, nie wydał mu się niebezpiecznym. Nieznajomy, skromnie ubrany, podobny był do nieboszczyka księcia de Richelieu: był to hrabia, którego musieli państwo spotykać, i który — daruje mi pani to wyrażenie — miał arystokratyczne wzięcie dyplomatów waszego świata.
— Panie, rzekł zwracając się do Gobsecka, który odzyskał spokój, moja żona była tu przed chwilą?
— Możebne.
— A więc, mój panie! czy mnie pan nie rozumie?
— Nie mam zaszczytu znać pańskiej małżonki, odparł lichwiarz. Było u mnie wiele osób dziś rano, kobiet, mężczyzn, panienek podobnych do chłopców i chłopców podobnych do panien. Trudnoby mi było...
— Dosyć żartów, proszę pana, mówię o kobiecie, która wyszła od pana przed chwilą.
— Skąd mogę wiedzieć, czy to jest pańska żona, spytał lichwiarz, skoro nigdy nie miałem przyjemności pana widzieć?
— Myli się pan, panie Gobseck, rzekł hrabia z głęboką ironją. Spotkaliśmy się jednego rana w sypialni mojej żony. Przyszedł pan z wekslem podpisanym przez nią, z wekslem na który nie ona pobrała pieniądze.
— Nie moją rzeczą było dochodzić w jaki sposób się pokryła, odparł Gobseck odpowiadając