Strona:PL Balzac - Kawalerskie gospodarstwo.pdf/91

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Józef, w ciągu dwóch lat, nie chybił ani jednego dnia, udając się po matkę wieczorem aby ją odprowadzić na ulicę Mazarin, a często wstępując po nią kiedy szła na obiad. Przyjaciele widzieli go nieraz, jak opuszczał Operę, Włochów i najświetniejsze salony, aby znaleźć się przed północą na ulicy Vivienne.
Agata oswoiła się niebawem z tą monotonją egzystencji, ucieczką osób które dużo przeszły. Rano, skoro sprzątnęła pokój, w którym nie było już ani kotów ani ptaszków, i skoro przyrządziła śniadanie, niosła je do pracowni, gdzie śniadała z synem. Sprzątała pokój Józefa, gasiła u siebie ogień, siadała z robótką w pracowni blisko piecyka, gotowa opuścić ją z chwilą gdy przyszedł który z kolegów lub modeli. Mimo iż nie pojmowała nic ze sztuki ani jej techniki cisza pracowni odpowiadała jej. Pod tym względem nie uczyniła postępów, nic nie udawała na tym punkcie, dziwiła się zawsze niepomiernie, widząc że ktoś może przykładać taką wagę do koloru, kompozycji, rysunku. Kiedy który z przyjaciół z Biesiady, lub jakiś malarz żyjący blisko z Józefem, jak Schinner, Piotr Grassou, Leon de Lora młody uczniak przezywany wówczas Mistigris, rozpalili się w dyspucie, wdowa przysuwała się z uwagą do obrazu, napróżno siląc się dojrzeć owych rzeczy, które dawały powód do tylu wielkich słów i gorących sporów. Wyporządzała bieliznę syna, cerowała mu pończochy, skarpetki, doszła do tego iż czyściła mu paletę, zbierała szmaty do wycierania pendzli, sprzątała w pracowni. Wzruszony dobrą wolą matki, Józef odwdzięczał się jej najczulszemi staraniami. Jeżeli matka i syn nie pojmowali się w rzeczach sztuki, zespolili się doskonale we wzajemnej tkliwości. Matka miała swoją myśl.
Jednego rana, gdy Józef szkicował olbrzymi obraz, wykonany później ale niezrozumiany przez publiczność, Agata, ująwszy go wprzódy serdecznością, odważyła się rzec głośno:
— Mój Boże, co on robi?
— Kto?
— Filip!