Strona:PL Balzac - Kawalerskie gospodarstwo.pdf/26

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

kiem, kantatę; jeśli architektem, projekt pomnika. W chwili gdy piszę te słowa, menażerję tę przeniesiono z owych ciemnych i zimnych budowli do wytwornego pałacu sztuk pięknych, o kilka kroków stamtąd. Z okien pani Bridau, oko wnikało w te zakratowane loże, przedstawiające widok niezmiernie smutny. Na północ, zamyka horyzont kopuła Instytutu. Biegnąc ulicą, oko ma za całe wytchnienie sznur dorożek, wystających w górnej części ulicy Mazarin. Toteż wdowa umieściła niebawem na oknach trzy skrzynie pełne ziemi, gdzie założyła wiszący ogródek, jeden z tych które urągają przepisom policji i których wybujałości tamują przystęp światłu i powietrzu. Dom ten, stykający się z innym domem, wychodzącym na ulicę Sekwany, był, z konieczności, dość płytki, o kręconych schodach. To trzecie piętro było ostatniem. Trzy okna, trzy pokoje: jadalnia, salonik, sypialnia; naprzeciwko, po drugiej stronie sieni, kuchenka; powyżej, na poddaszu, dwa pokoje kawalerskie i ogromny strych bez przeznaczenia. Pani Bridau wybrała to mieszkanie dla trzech przyczyn; skromna cena: kosztowało czterysta franków; toteż podpisała najem na dziewięć lat; bliskość kolegjum: było niedaleko od cesarskiego liceum; wreszcie, zostawała w dzielnicy w której się czuła u siebie. Wnętrze mieszkania było w harmonji z domem. Jadalnia, obita tanim żółtym papierem w zielone kwiatki, z ciemno malowaną niezapuszczoną podłogą, miała jedynie najpotrzebniejsze sprzęty: stół, dwie szafy, sześć krzeseł, pozostałość dawnego urządzenia. Salon zdobny był dywanem, ofiarowanym panu Bridau z okazji przemeblowania ministerjum. Wdowa zapełniła salon owemi pospolitymi mahoniami o egipskich głowach, wyrabianemi wówczas masowo: pokryte były zielonym jedwabiem w białe bukiety. Nad kanapą, portret pana Bridau, pastel wykonany przyjacielską ręką, uderzał natychmiast. Mimo że kunszt malarza z trudnością wytrzymałby zarzuty krytyki, fizjognomja dobrze uwydatniała nieugięty charakter nieznanego wielkiego obywatela. Pogoda oczu, łagodnych i dumnych zarazem, wybornie była oddana. Rozum, o którym świadczyły mądre usta, oraz serdeczny uśmiech,