Strona:PL Balzac - Kawalerskie gospodarstwo.pdf/255

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

brata? Przypomnijcie sobie sztukę, jaką Max wypłatał biednemu chłopcu.
— Et! artysta! rzekł Renard.
— Ale tu chodzi o spadek po ojcu Rouget. Powiadają że pan Gilet gotował się zagarnąć pięćdziesiąt tysięcy franków renty, w chwili gdy pułkownik zakwaterował się u wuja.
— Gilet miałby wyciągnąć rękę po cudze?... Et, nie powiadaj pan tego, panie Ganivet, gdzieindziej niż tutaj, wykrzyknął Potel, albo też damy ci połknąć własny język, i bez sosu!
We wszystkich poważniejszych domach słano życzenia za godnym pułkownikiem Bridau.
Nazajutrz, około czwartej, oficerowie dawnej armji bawiący w Issoudun lub w okolicy przechadzali się na placu Targowym, przed drzwiami restauratora nazwiskiem Lacroix, oczekując Filipa Bridau. Bankiet, który miał się odbyć dla uczczenia koronacji, oznaczony był na piątą, godzinę żołnierską. We wszystkich grupach rozmawiano o sprawie Maksencjusza i o wykurzeniu go z domu Rougeta; prości żołnierze bowiem zmówili się również na zebranie u winiarza na tymże placu. Wśród oficerów, jedynie Potel i Renard usiłowali bronić przyjaciela.
— Czy do nas należy mięszać się do tego co się dzieje między dwojgiem spadkobierców?
— Max jest słaby z kobietami, zauważył cyniczny Potel.
— Tuj, tuj, a błysną szabelki, rzekł dawny podporucznik, obecnie sadzący kapustę. Jeżeli pan Maksencjusz Gilet popełnił to głupstwo, iż zamieszkał u ojca Rouget, byłby nikczemnikiem, gdyby pozwolił wygnać się jak lokaj, nie żądając rachunku.
— Zapewne, odparł sucho Mignonet. Głupstwo, które się nie uda, staje się zbrodnią.
Max, który właśnie zbliżył się do starych Napoleończyków, spotkał się na przywitanie z dosyć wymownem milczeniem. Potel i Renard wzięli przyjaciela pod ręce i pociągnęli go o kilka kroków