Strona:PL Balzac - Kawalerskie gospodarstwo.pdf/224

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

zechce mi zawierzyć, pozbędzie się go jaką darowizną: inaczej nie zostawi cię w spokoju, papo Rouget.
— Czuć go było straszliwie tytoniem, rzekł starzec.
— Co mu nie przeszkodziło zwęszyć twoje talary, rzekła Flora decydującym tonem. Jabym radziła ubezpieczyć się od jego odwiedzin.
— Niczego więcej nie pragnę, odparł Rouget.
— Proszę pana, rzekła Gryta, wchodząc do pokoju gdzie cała rodzina Hochon znalazła się po śniadaniu, przyszedł właśnie pan Bridau, o którym pan wspominał.
Filip wszedł nader grzecznie, wśród głębokiego milczenia spowodowanego powszechną ciekawością. Pani Hochon zadrżała widząc sprawcę nieszczęść Agaty i zabójcę zacnej Descoings. Adolfinę również przeszedł lekki dreszcz. Baruch i Franciszek wymienili zdziwione spojrzenia. Stary Hochon zachował zimną krew i ofiarował krzesło synowi pani Bridau.
— Przybywam, proszę pana, polecić się pańskiej łaskawości; trzeba mi bowiem rozpatrzyć się w mieście, tak aby móc wyżyć tutaj przez pięć lat, o sześćdziesięciu frankach miesięcznie które mi daje ojczyzna.
— Hm, można, można, odparł starzec.
Filip poprowadził rozmowę o rzeczach obojętnych, zachowując się najzupełniej poprawnie. Zachwalił mimochodem talenty dziennikarza Lousteau, siostrzeńca starej pani Hochon, której łaski pozyskał w zupełności, skoro jej oznajmił, iż nazwisko Lousteau staje się sławne w świecie. Następnie, nie wahał się wyznać błędów swego życia. Na przyjacielską wymówkę, jaką mu pani Hochon uczyniła półgłosem, odparł, iż w więzieniu wiele zastanawiał się nad sobą, i przyrzekł jej być na przyszłość zupełnie innym człowiekiem.
Na słówko rzucone przez Filipa, pan Hochon wyszedł wraz z nim. Kiedy skąpiec i żołdak znaleźli się na bulwarze, w miejscu gdzie nikt nie mógł ich słyszeć, pułkownik rzekł: