Strona:PL Balzac - Kawalerskie gospodarstwo.pdf/208

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— O co?
— O zły uczynek, którego nie mógł popełnić, odparła pani Hochon.
Słysząc te słowa i widząc wchodzącego porucznika żandarmerji, panów Mouilleron i Lousteau-Prangin, Agata zemdlała.
— Prędzej, rzekł pan Hochon do żony i Gryty, zabierzcie panią Bridau, kobiety zawadzają tylko w takich sprawach... Usuńcie się do swoich pokojów. Proszę, chciejcie panowie usiąść, rzekł starzec. Omyłka, której zawdzięczamy odwiedziny panów, niebawem, mam nadzieję, się wyjaśni.
— Gdyby w istocie była to omyłka, rzekł pan Mouilleron, tłum jest do tego stopnia rozjątrzony i głowy tak rozgrzane, iż lękam się o obwinionego... Chciałbym go już mieć pod kluczem, i dać jakiś upust wzburzeniu miasta.
— Któżby przypuszczał, iż pan Maksencjusz Gilet cieszy się taką sympatją?... rzekł Lousteau-Prangin.
— Podobno w tej chwili wali tu z półtora tysiąca ludzi z Dzielnicy rzymskiej, tak mi raportuje jeden z sierżantów, oznajmił porucznik żandarmerji. Ciągną tu, krzycząc iż sami uczynią sprawiedliwość.
— Gdzież pański gość? rzekł pan Mouilleron do starego Hochona.
— Wyszedł się przejść za miasto, jak sądzę...
— Przywołaj pan Grytę, rzekł poważnie sędzia śledczy; miałem nadzieję że pan Bridau nie opuszczał domu. Wiadomo panu zapewne, iż popełniono zbrodnię o kilka kroków stąd, o świcie.
Gdy pan Hochon poszedł po Grytę, trzej funkcjonarjusze wymienili znaczące spojrzenia.
— Fizjognomja tego malarza zawsze mi się nie podobała, rzekł porucznik do pana Mouilleron.
— Moje dziecko, spytał sędzia wchodzącej Gryty, podobno widziałaś pana Józefa Bridau jak wychodził dziś rano?
— Tak, proszę pana, odparła drżąc jak liść.