Strona:PL Balzac - Kawalerskie gospodarstwo.pdf/136

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nej wartości. Zegar na kominku, między dwoma srebrnymi świecznikami o sześciu ramionach, godny był bogatego opactwa i zdradzał rękę Boulle’a. Dębowe rzeźbione fotele, całe obite dywanową robotą — pobożne dzieło jakichś znamienitych dam — miałyby dzisiaj wysoką wartość, wszystkie bowiem znaczone były koronami i herbami. Między oknami stała bogata konsola pochodząca z jakiegoś zamku; na marmurowej płycie wznosił się olbrzymi chiński wazon, w którym doktór przechowywał tytoń. Ani lekarz, ani syn jego, ani kucharka, ani służba nie dbali o te bogactwa.
— Hej tam, Franusia, rzekł doktór do kucharki, dwie szklanki!... I daj nam lepszego wina.
Franusia, gruba berriszonka która uchodziła, nawet przy mamie Cognette, za najlepszą kucharkę w Issoudun, przybiegła z pośpiechem świadczącym o despotyzmie doktora a także poniekąd o jej ciekawości.
— Ile wart jest mórg wina w twoich stronach? rzekł lekarz nalewając staremu Brazier.
— Sto talerów srebrem...
— Dobrze zatem, zostaw mi bratanicę na służbę, będzie miała sto talarów zasług, płatnych na twoje ręce, jako opiekuna.
— Co roku?... rzekł Brazier otwierając oczy, które aż wyłaziły mu na wierzch.
— Zostawiam rzecz twemu sumieniu, odparł doktór. Jest sierotą i, aż do osiemnastu lat, ty zawiadujesz całem jej mieniem.
— Idzie jej na dwanaście roków, toby robiło sześć morgów wina. Aleć to śliczne stworzenie, łagodne jak jagniątko, a zmyślne, a ruchawe, a usłuchliwe... Biedna sirotka, toć-to była jedyna radość moich oczu i mojego biednego brata.
— I płacę za rok z góry, rzekł lekarz.
— Dalibóg, rzekł stryj, zapłać pan dwa roki, a zostawiam dziewuchę, lepiej jej pono będzie tutaj, niż u mnie w domu. Moja kobita ciągiem ją pierze, nie może patrzeć na nią... Ja jeden biorę ją