Strona:PL Balzac - Kawalerskie gospodarstwo.pdf/133

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

podkasana i spięta grubą szpilką, przypominała kąpielowe majteczki. Stopy i nogi, które przejrzysta woda pozwalała oglądać, uderzały delikatnością godną średniowiecznej statuy. To śliczne ciało wystawione na promienie słońca miało ton jakby miedziany, nie bez wdzięku. Pierś i szyja warte były, aby je owinąć w kaszmiry i jedwabie. Wreszcie, pod lasem ślicznych blond włosów i pod długimi rzęsami, niebieskie oczy, których spojrzenie kazałoby upaść na kolana malarzowi i poecie. Lekarz, dość biegły w anatomji aby odgadnąć czarującą kibić, zrozumiał ile straciłyby sztuki piękne, gdyby ten uroczy model miał zniszczeć od pracy na roli.
— Skąd jesteś, mała? Nigdy cię nie widziałem, rzekł lekarz, który liczył wówczas siedmdziesiąt lat.
Scena ta rozgrywała się we wrześniu roku 1799.
— Z Vatan, odparła dziewczynka.
Słysząc obcy głos, jakiś człowiek o podejrzanej minie, siedzący nad strumieniem o dwieście kroków wyżej, podniósł głowę.
— Hej tam, co z tobą Florka? krzyknął. Gawędzisz zamiast pracować, i towar djabli wezmą!
— I cóż ty tutaj robisz? spytał lekarz, nie zwracając uwagi na ten wykrzyknik.
— Mącę wodę dla stryja Brazier, ot, tego tam.
Mącić wodę, jest to wyrażenie okolic Berri, malujące czynność istotnie polegającą na mąceniu wody w strumieniu, zapomocą dużej gałęzi, której ramiona rozłożone są w kształt rakiety. Raki, przerażone tą niezrozumiałą dla nich operacją, pomykają spiesznie w górę wody, i w popłochu wpadają w paści, które łowca zastawił w pewnej odległości. Flora Brazier z wdziękiem wrodzonym niewinności trzymała w ręku swoje mącidło.
— A czy stryjaszek ma pozwolenie na łowienie raków?
— Ho ho, czy nie żyjemy już pod jedną i niepodzielną Republiką? krzyknął nie ruszając się z miejsca stryj Brazier.
— Żyjemy pod Dyrektorjatem, odparł lekarz, i nie znam pra-