Strona:PL Balzac - Gabinet starożytności.djvu/49

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

czemś tak małem w tym domu, zwłaszcza od czasu niełaski jaką ściągnęły nań owe nieszczęsne swaty panny d‘Esgrignon z du Croisierem, iż od tej pory postanowił sobie ślepo trzymać się pojęć rodzinnych. Był niby prosty żołnierz, gotów zginąć wiernie na posterunku; toteż zdanie jego nigdy nie mogło znaleźć posłuchu, nawet wśród nawałnicy; chyba żeby go traf pomieścił, jak owego żebraka królewskiego w Antykwarjuszu, nad brzegiem morza, w chwili gdy lorda i jego córkę zaskoczył przypływ.
Du Croisier dojrzał możliwości piekielnej zemsty w niedorzecznem wychowaniu młodego panka. Miał nadzieję, wedle pięknego wyrażenia właśnie cytowanego autora, utopić jagnię w mleku matki. Ta nadzieja natchnęła go ową milczącą rezygnacją i wycisnęła na jego ustach ów uśmiech Indjanina.
Z chwilą gdy jakaś myśl mogła wniknąć w mózg Wikturnjana, wpojono mu dogmat jego wyższości. Poza królem, wszyscy panowie w królestwie są mu równi. Poniżej szlachty jest dlań jedynie gmin, ludzie z którymi nie ma nic wspólnego, wobec których nie jest do niczego obowiązany; wrogowie zwyciężeni, podbici, z któremi niema co się liczyć, których sąd powinien być szlachcicowi obojętny, i którzy bez różnicy są mu winni szacunek. Nieszczęściem Wikturnjan doprowadził te poglądy do ostatnich krańców, pchany ową ścisłą logiką, która dzieci i młodych ludzi prowadzi do ostatnich konsekwencji zarówno dobrego jak złego.
Utwierdzały go zresztą w tych pojęciach jego zewnętrzne dary. Z cudnie pięknego dziecka wyrósł mło-