Strona:PL Balzac - Gabinet starożytności.djvu/48

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Ciotka, tak święcie zespolona ze swoim wychowankiem jak panna Armanda z Wikturnjanem, może kochać tak jakby go kochała matka, może być równie baczną, dobrą, delikatną, pobłażliwą; ale nie potrafi być surowa z rozwagą i inteligencją matki; serce jej nie będzie miało owych nagłych ostrzeżeń, owych niespokojnych halucynacji matek. W matce, łączniki nerwowe lub moralne, wiążące ją z dzieckiem, łączniki te, mimo że przerwane, drgają jeszcze. Matka, wciąż żyjąca w dziecku, odczuwa wstrząs każdej przykrości, drżenie każdego szczęścia niby przejaw własnego życia. Jeżeli natura uznała kobietę — mówiąc fizycznie — za teren neutralny, nie wzbroniła jej, w pewnych wypadkach, utożsamić się zupełnie ze swem dziełem. Kiedy macierzyństwo duchowe zjednoczy się z macierzyństwem naturalnem, wówczas widzimy owe wspaniałe zjawiska, raczej niewytłómaczone niż nie dające się wytłómaczyć, stanowiące owe osobliwe różnice w przywiązaniu matek. Katastrofa będąca treścią tego opowiadania potwierdza jeszcze raz tę znaną prawdę: matki nie da się zastąpić. Matka przewiduje zło, nadługo zanim panienka taka jak panna Armanda dopuści jego możliwość, nawet gdy już się stało. Jedna przewiduje nieszczęście, druga szuka na nie ratunku. W sztucznem swojem macierzyństwie, stara panna kryje zresztą zbyt ślepe uwielbienie, aby była zdolna płajać ładnego chłopca.
Doświadczenie, praktyka, wyrobiły w starym rejencie ową bystrą przenikliwą ostrożność, która pozwoliła mu wznieść się do przeczuć matki. Ale był on