Strona:PL Balzac - Fizjologja małżeństwa. T. 2.pdf/75

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

nim nie wygracował pokryjomu w tajemnicze desenie ścieżek; osobne zaś grabie miał do znaczenia piasku na terasach. Poczynił głębokie studja nad śladami stóp domowników i od rana spieszył badać na piasku odciski.
— W całym parku mam tylko starodrzew, mówił do wspomnianej osoby, pokazując jej swoją posiadłość, bo w zaroślach nic się nie widzi...
Żona jego kochała jednego z najmilszych młodych ludzi w mieście. Od dziewięciu lat żyła ta namiętność, wspaniała i niesłabnąca, w sercach dwojga kochanków, którzy odgadli swe uczucia w jednem spojrzeniu, na balu; w wirze tanecznym, przez pachnącą skórę rękawiczek, drżenie palców odsłoniło im bezmiar wzajemnej miłości. Od tego dnia, oboje znaleźli źródło niewypowiedzianych rozkoszy w owych drobiazgach, których nie umieją cenić kochankowie szczęśliwi. Pewnego dnia, młody człowiek tajemniczo zaprowadził swego powiernika do pokoiku, w którym, ustawione na stole i przykryte szklannymi kloszami, przechowywał pamiątki swej miłości z większem staraniem, niż gdyby to były najwspanialsze klejnoty. Były to kwiaty, uronione w wirze tanecznym z włosów kochanki, gałązki z drzewa o które oparła się w parku. Znajdował się tam nawet drobny ślad, jaki mała jej nóżka zostawiła na gliniastej ziemi.
— Słyszałem, mówił mi później ów powiernik, silne i głuche uderzenia jego serca, rozlegające się wśród milczenia, jakie zachowaliśmy wobec skarbów tego relikwiarza miłości. Wzniosłem oczy w górę, jakgdybym chciał zwierzyć się niebu z uczuć, których nie śmiałem wyrazić. „Biedna ludzkości!...“ pomyślałem...
— Pani de... mówiła mi, że, któregoś wieczora, na balu, znaleziono cię wpół zemdlonego w saloniku?... spytałem.
— I jak jeszcze, odparł, kryjąc pod spuszczonemi powiekami płomień spojrzenia, wszak tego wieczora pocałowałem ją w ramię!... Ale, dodał, ściskając mnie za rękę i rzucając mi jedno