Strona:PL Balzac - Fizjologja małżeństwa. T. 2.pdf/174

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
ROZMYŚLANIE DWUDZIESTE DZIEWIĄTE
O POKOJU MAŁŻEŃSKIM

Duch mój z takiem przejęciem towarzyszył małżeństwu we wszystkich fazach jego urojonego życia, że mam uczucie, jakbym się sam zestarzał razem ze stadłem, które oglądaliśmy tak młodem na początku dzieła.
Przeżywszy w wyobraźni uniesienia pierwszych ludzkich namiętności, nakreśliwszy obraz, daleki zresztą od dokładności, głównych wypadków małżeńskiego pożycia, naborykawszy się z tyloma kobietami, które nigdy do mnie nie należały, zużywszy siły na walkę z tyloma charakterami, które sam wywołałem z nicości, napatrzywszy się tylu bitwom, uczuwam pewne znużenie, które przesłania niby krepą sprawy ludzkiego życia. Mam uczucie, że mam astmę, że noszę zielone okulary, że mi się ręce trzęsą i że drugie pół egzystencji i książki strawię na tem, aby okupić szaleństwa pierwszej ich połowy.
Widzę się otoczonym dorosłemi dziećmi, których istnienia nie zawiniłem, widzę się obok żony, nie przypominając sobie bym ją kiedy poślubił. Zdaje mi się, że czuję zmarszczki na czole. Siedzę przy kominku, który, na przekór, iskrzy się wesoło; patrzę na ściany staroświeckiego pokoju... Wówczas, doznaję uczucia przerażenia; przykładając rękę do serca, zapytuję: „Czyżby już zwiędło?“...
Podobny staremu prokuratorowi, nie daję do siebie przystępu żadnemu uczuciu; przyjmuję do wiadomości fakt jedynie wówczas, gdy mi go potwierdzi, jak mówi gdzieś Byron, dwóch sumiennych