Gdy kobieta odprowadza mężczyznę, który nie jest ani adwokatem, ani ministrem, aż do drzwi, postępuje bardzo nieostrożnie.
Straszliwy to dzień dla męża, kiedy nie zdoła sobie wytłómaczyć jakiejś czynności żony.
* Kobieta, która pozwoli się przyłapać, warta jest swego losu.
Jakież winno być postępowanie męża, skoro spostrzeże ostatni objaw, nie pozwalający mu już wątpić o zdradzie żony? Odpowiedź bardzo łatwa. Są tylko dwie drogi: rezygnacja lub zemsta; nic pośredniego między temi ostatecznościami. Jeśli ktoś zdecydował się na zemstę, powinna być zupełna. Mąż, który nie rozstanie się na zawsze z żoną, jest niedołęgą. Jeśli natomiast mąż i żona uznają, że godni są jeszcze węzła przyjaźni, który wiąże dwoje ludzi, wówczas byłoby wstrętne dawać żonie uczuć przewagę, jaką mogłoby się wyciągnąć z jej błędu.
Oto kilka anegdot, przeważnie nieznanych, które, mojem zdaniem, znaczą dość dobrze rozmaite odcienie w podobnych okolicznościach.
Pan de Roquemont spędzał raz na miesiąc noc w pokoju żony, i opuszczając go rano mawiał:
— Spulchniłem ziemię, niech teraz sadzi kto może!
Jest w tem zepsucie, ale jest zarazem pewne dość wysokie pojęcie polityki małżeńskiej.
Pewien dyplomata, w czasie bytności kochanka żony, wychodził z gabinetu i uchylał drzwi jej pokoju, mówiąc:
— Proszę was, tylko się przynajmniej nie bijcie!...
To znów dobroduszność.
Pytano pana de Boufflers, coby uczynił, gdyby, wróciwszy po długiej niebytności, zastał żonę w odmiennym stanie?