Strona:PL Balzac - Fizjologja małżeństwa. T. 2.pdf/119

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

dobnej usługi. Możesz na mnie liczyć; to rzeczy, których się nie zapomina...
Ostatnie słowa dały mi klucz tajemnicy: odgadłem, jaką rolę grać mi wypada.
— Ale czemu zjawiasz się tak prędko? spytałem; byłoby może rozsądniej odczekać jeszcze ze dwa dni.
— Wszystko przewidziane; sprowadził mnie tu prosty przypadek. Bawiłem w sąsiedztwie, wstąpiłem niby po drodze. Ale czyż pani de T. nie wtajemniczyła cię we wszystko? Doprawdy, mam jej za złe ten brak zaufania. Po tem, co dla nas zrobiłeś!...
— Musiała mieć swoje przyczyny, mój drogi! Może nie byłbym się tak dobrze wywiązał z roli.
— To musiało być paradne! Opowiedzże szczegółowo, jak wszystko się odbyło, opowiedz...
— To bardzo proste. Nic nie wiedziałem, że to ułożona komedja i, chociaż pani de T. wciągnęła mnie do sztuki...
— Nie miałeś w niej szczególnej roli.
— Och, tem się nie trap; niema złych ról dla dobrych aktorów.
— Zatem, wywiązałeś się dobrze.
— Znakomicie.
— A pani de T.?...
— Czarująco...
— Czy wyobrażasz sobie, aby można było przywiązać podobną kobietę! rzekł, przystając aby mi spojrzeć w oczy z wyrazem tryumfu. Och, kosztowało mnie to niemało trudu. Ale wkońcu udało mi się urobić ją tak, że, ze wszystkich kobiet w Paryżu, pani de T. jest osobą na której wierności najwięcej można polegać.
— Dokazałeś prawdziwej sztuki...
— Och, to mój talent. Niestałość jej płynie jedynie z kaprysu, z nieokiełzanej wyobraźni. Ta dusza potrzebowała, aby nią ktoś