Strona:PL Balzac - Fizjologja małżeństwa. T. 1.pdf/157

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

nadało chwalić przedemną portjery jeszcze nie zapłacone!... Przypominasz mi, w słodkiej chwili trawienia, że szelmie tapicerowi jestem winien jeszcze dwa tysiące.
Na te słowa gosposia powiodła wzrokiem po ślicznym buduarku i twarzyczka jej, rozradowana przed chwilą, powlekła się zamyśleniem. Aleksander ujął mnie za rękę i pociągnął do okna.
— Nie mógłbyś przypadkiem pożyczyć mi jakich sto pięćdziesiąt ludwików, rzekł półgłosem. Mam, jak wiesz, ledwie dziesięć do dwunastu tysięcy franków rocznie, a w tym roku...
— Olesiu, zawołało kochane stworzenie, podbiegając i wyjmując owe trzy banknoty, Olesiu... ja widzę, że to było szaleństwo z mej strony...
— Cóż ty znów wyprawiasz, odparł, schowajże swoje pieniądze.
— Ależ, mój najdroższy, ja ciebie rujnuję! Powinnabym wiedzieć, że mnie zanadto kochasz abym mogła sobie pozwolić na zwierzanie ci swoich pragnień...
— Schowaj to, maleńka i trzymaj swoją zdobycz. To nic, spróbuję grać tej zimy i odegram wszystko!...
— Grać!... zawołała z wyrazem grozy. Olesiu, weź te pieniądze! Olesiu, ja proszę, ja każę!
— Nie, nie, odparł mój przyjaciel, odsuwając białą rączkę, przecież wybierasz się we czwartek na bal do pani de...?
— Pomyślę nad tem o co mnie prosiłeś, rzekłem, żegnając się, do przyjaciela.
I wysunąłem się, skłoniwszy się pani, ale rozumiałem dobrze, wnosząc ze sceny jaka się zapowiadała, że tu moje najbardziej anakreontyczne ukłony nie zrobiłyby wrażenia.
— On chyba ma źle w głowie, myślałem po drodze: u studenta praw szukać stu pięćdziesięciu ludwików!
W pięć dni po tej wizycie, znalazłem się u pani de..., której bale zaczynały wchodzić w modę. W błyszczącym zgiełku kadryla